Małgorzata Musierowicz
Gdy ponad cztery lata temu przeprowadzałam się do Katowic nie sądziłam, że sam ten stresujący wtedy fakt przeprowadzki będzie tu najmniej ważnym i zapomnianym aspektem, a sama ta decyzja rozmyje się pod natłokiem dużo trudniejszych.
W ciągu niecałych dwóch lat straciłam mamę, podupadłam tak, że olałam studia, dzięki kasie z ubezpieczenia wzięłam kredyt na mieszkanie, straciłam kontakt z ojcem, ale zyskałam skłóconą przez niego do granic możliwości rodzinę, zyskałam też spakowane w dwa duże kartony rzeczy z mojego domu rodzinnego, do którego nie wróciłam już od tego momentu.
Człowiek może się bardzo mylić w ocenie drugiego człowieka, a ja później zawsze jako ta naiwna, jeszcze kilka lat temu totalnie nieśmiała i zakompleksiona, pakowałam się w cudze objęcia spragniona akceptacji. I przejechałam się, nie raz, nie dwa, nie liczę. Standardowy schemat, standardowe jeszcze większe wkopywanie się w problemy z co raz to nowymi "złymi chłopcami" i nową wielką miłością kopiącą mnie w dupę.
Ile może znieść człowiek? Tyle razy mówiłam już sobie, że więcej nie zniosę, że stwierdzenie to przestało na mnie robić jakiekolwiek wrażenie. Myślę, że człowiek jest w stanie znieść kompletnie wszystko i jak to powiedziała moja psycholog, gdy zapytałam czy moje wieczne poszukiwanie akceptacji może być echem mojej anoreksji sprzed lat: "Nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie był w stanie przepracować sam ze sobą, gdy jest dostatecznie silny."
Tylko ja ciągle się zastanawiam czy jestem silna.